Upłynął niezauważalne, a tym samym ciągnął się niemiłosiernie. Zatraciłam się między pracą, castingami i pierwszymi upalnymi weekendami. Spędziłam godziny w studio fotograficznym lub dla odmiany przez kilka dni z kolei oddawałam się w ramiona natury. Spacerowałam pięknymi ulicami Paryża i urządzałam pikniki w pobliskim parku. Pierwszy zapach lata sprawił, że coraz intensywniej zaczęłam planować nadchodzące sierpniowe wakacje. Wszystko wskazuje na to, że odkryję nowe zakątki Hiszpanii, a co za tym idzie rozpoczęłam intensywną naukę języka. Wolny czas spędzałam z uroczym zielonym stworkiem z aplikacji Duolingo i przyznam szczerze zaprzyjaźniliśmy się. Ale do rzeczy... Co działo się w czerwcu? Zerknijmy pod lupą...
29.06.2017
23.06.2017
Jak zwolnić w centrum wielkiego miasta?
Pakuję wielki koc
do plecaka, pod pachę biorę butelkę wody, a do papierowej torby wkładam
sałatkę, trochę owoców i ciastka. Mój ukochany dorzuca od siebie chipsy, danie
mięsne na wynos i butelkę wina. W ślimaczym tempie przechodzimy przez paryskie
uliczki, zachwycając się po raz kolejny architekturą i różnorodnością miasta.
Na pierwszym skrzyżowaniu mijamy kwiaciarnię, która swoim naturalnym pięknem
rozrosła się aż na chodnik uliczny. Nieznane mi gatunki zielonych latorośli pną
się do mych stóp, a mieszany zapach kwiatów pieści nozdrza. Z pobliskiego baru
dobiega mnie gwar i stukot filiżanki, odstawianej na talerzyk. W powietrzu wisi
dziwnie leniwa atmosfera. Pod wpływem ponad 30-stopniowych upałów ciała
rozlewają się na ławkach w cieniu, chowają się w klimatyzowanych restauracjach
lub popijają zimne piwo, obserwując ruch uliczny z pubu tuż przy skrzyżowaniu.
Trzymając dłoń mojego chłopaka, uśmiecham się na samą myśl o tym, co już za
chwilę zobaczę. W lewo na kolejnych światłach, zielone daje znak, że mogę przejść
przez ulicę i jestem! Przede mną roztacza się brama wejściowa i park Buttes Chaumont.
19.06.2017
#8 popularnych mitów o modelkach – łamanie stereotypów
- Jestem modelką-
pada odpowiedź, a w głowie rozmówcy pojawia się obszerny spis skandali i mitów,
które obiegły do tej pory cały świat. Piękne i puste dziewczyny, nie jedzą,
cierpią na anoreksję i bulimię, nic nie robią, zarabiają miliony, typowa
kariera przez łóżko... Lista nie ma końca. Dzisiaj sporządziłam spis stereotypów,
z którymi miałam styczność w mojej pracy. Większość z nich jest tak popularna,
że stała się zwyczajnym odbiciem lustrzanym słowa „modelka”, automatycznie
kojarzonym z tym, co najgorsze lub przez lata wkładane do naszej
świadomości.
1.
Modelki
nie jedzą
Oho! Każdy kto mnie zna wie,
że głodna Paulina= zła Paulina. Kocham jeść! Kawa i coś słodkiego,
chleb zapiekany z serem, spaghetti, pizza, smażone schabowe. Raz na jakiś czas
zaglądam do McDonald’a lub prezentuje sobie inny fast food. Mieszkanie, w
którym mieszkam z modelkami pełne jest normalnego jedzenia, począwszy od
makaronu poprzez pieczywo, kończąc na słodyczach. Wiem, wiem, że do modelki
zawsze przyklejony będzie listek sałaty na talerzu. Spokojnie! Jadamy również
warzywa, owoce, wszystko co zielone i zdrowe przede wszystkim. Osobiście lubuję
się w marchewkach. Bądź co bądź zapewniam Was, że obecnie modelki nie umierają
z głodu. Jemy, bo kochamy jeść i mamy świadomość, że „jesteś tym, co jesz”, a
więc chcąc nie chcąc, odzwierciedla się to na zdjęciu i w rezultatach naszej
pracy.
2.
Modelki
są bogate
To jeden z moich ulubionych mitów!
Podczas, gdy znajomi myślą, że mam miliony na koncie i wydaję je na nowe
ubrania i wakacje, ja robię najtańsze zakupy w supermarkecie i planuję
tygodniowe oszczędności. Jednak muszę przyznać rację: Jestem bogata! Bogata w doświadczenie, bogata w wiedzę o wielu
krajach, w których dane było mi mieszkać. Bogata w znajomość języków i
niewyobrażalne piękno świata!
3.
Modelki
są głupie
Faktycznie są takie, które nie
odróżniają Polski od Rosji lub otwierają buzię na wiadomość, że w Hiszpanii
zazwyczaj nie ma śniegu. No cóż... nie każdy jest mocny z geografii. Znam
również dziewczyny, które rzuciły szkołę w wieku piętnastu lat i ruszyły w
świat, co nie oznacza, że brak im szarych komórek. Bardzo często życie lub
sytuacja rodzinna zmusza je do opuszczenia domu. To są przerażająco smutne
przypadki, ale istnieją. Nawet w świecie modelingu.
Miałam również szczęście spotkać wiele inteligentnych
dziewczyn, które mają swoje zdanie i poglądy, którym nie obce są książki i nauka,
a nasze przegadane noce to te o podróżach, kulturze krajów i religiach. Te
modelki, które zaraz po castingach biegną na wykład z historii lub na sesji
zdjęciowej zakuwają do egzaminów. Mądre modelki naprawdę istnieją!
4.
Kariera
przez łóżko
Przyznać się! Każdy zna ten mit i aż
strach przyznać, ale większość ludzi w to wierzy. Nie zamierzam kłamać, bo
faktycznie zdarzają się przypadki bliższych relacji producentów z modelką, ale
nie wkładajmy wszystkich do jednego worka. Są to pojedyncze wyjątki, o których
niestety najczęściej jest najgłośniej w mediach itd. Znam dziewczyny, które
doszły na szczyt tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy, i cierpliwości. Te, które
unikały imprez jak ognia, odżywiały się zdrowo, codziennie chodziły na siłownię
i ciężko pracowały nad portfolio i własnym doświadczeniu. Teraz są popularne,
okrzyknięte „Top Model” a zawistni ludzie komentują „Pewnie przespała się z kim
trzeba.” Nikt nie mówi o jej pocie wylanym na siłowni, łzach tuszowanych
podczas dni rozłąki z najbliższymi, niekończących się sesjach zdjęciowych i
życiu na walizkach.
5.
Modelki
są idealne
Dacie wiare?! Modelki są również ludźmi!
Wiele razy spotykam się ze stwierdzeniem, że „ona jest modelką, więc wszystko
ok.” Co oznacza, że modelka nie je, nie pije, może ciągle pracować, jej cera
nie ma prawa do pryszcza na nosie podczas ważnego castingu, jej oczy nie mogą
łzawić, gdy fotograf ma artystyczną wizję na rozwiane włosy przy pomocy
ogromnego wiatraka, wycelowanego prosto w twarz dziewczyny. Ma być idealnie!
Modelki również chorują, mają pryszcze, suche włosy, cellulit czy problemy. Nie
jesteśmy idealne tak, jak pokazują to media.
6.
Modelki
leżą i pachną
Przyznaję z uśmieszkiem na twarzy, że
zdarzają się sesje zdjęciowe, podczas których połowa czasu ucieka mi na piciu
kolejnej kawy, czytaniu książki czy rollowaniu instagrama. Oh taki dzień to raj!
Raj, który nie zdarza się często. Dzień pracy modelki to bardzo często 12
godzin, ponad 200 ubrań do przebrania się i obowiązkowy uśmiech na twarzy. Do
tego dochodzi lista castingów, na które trzeba
transportować się szybciej niż struś pędziwiatr i dosłownie być w dwóch
miejscach w tym samym czasie. Wtedy warunki nie sprzyjają, aby „tylko leżeć i
pachnieć.” Ah... szkoda.
7.
Modelki
są materialistkami
Długonogie piękności, żyjące w świecie
mody. Zaraz po ukazaniu się najnowszych kolekcji projektantów, pędzimy do
sklepów, wydając fortunę na ubrania, szpilki, torebki i bóg wie co jeszcze.
Zapewne są takie modelki, osobiście nigdy takich nie spotkałam. Znam za to
młode dziewczyny, które utrzymują swoich najbliższych. Znam nastolatki, które
od najmłodszych lat próbują zarobić pieniądze i pomóc finansowo w domu
rodzinnym. Ze łzami w oczach słuchałam wiele historii, gdzie dziewczyny
opuszczały kraj i nie miały pieniędzy, które byłyby w stanie pokryć koszt biletu
powrotnego. Historie ludzi z realistycznego świata. Jak wiadomo nic nie jest
idealne, nawet, gdy jest się modelką.
8.
Modelki
mają wszystko za darmo.
Tego stereotypu nie jestem w stanie w
pełni przełamać. To prawda! Niektóre ubrania czy kosmetyki to zwyczajnie
prezent od projektanta. Bardzo często modelki zapraszane są na darmowe kolacje,
imprezy czy koktajle. Jedyne co musimy robić to wyglądać olśniewająco i dobrze
się bawić. Życie idealne prawda? Tu Was zaskoczę, ponieważ jak wiecie z
własnego doświadczenia nic nigdy nie jest za darmo.... Na przykład za darmową
kolacją stoi obowiązkowa obecność w klubie, a za darmową- kawą zdjęcie na
instagramie. Ah... Dziwny jest ten świat!
Stereotypy o modelkach dwoją się i
troją. Z jakimi Ty spotykałaś się do tej pory? Koniecznie podziel się tym ze
mną w komentarzach!
Udanego
tygodnia kochani!
15.06.2017
Koreańskie kosmetyki i codzienna pielęgnacja
Z racji, że pojawiło się tak wiele pytań
odnośnie moich skarbów przywiezionych z Korei, a także kosmetyków jakich używam
do codziennej pielęgnacji, postanowiłam rzucić się na głęboką wodę i napisać
post iście kosmetyczny. To mój pierwszy w takim stylu artykuł, więc wybaczcie
moje niedociągnięcia, bowiem kosmetyczką nie jestem, a posiadana przeze mnie
wiedza to ta, którą zaczerpnęłam podczas wypłakiwania i złoszczenia się na moją
cerę, codziennych sesji zdjęciowych i pracy z wizażystami, a także miłości do
kosmetyków naturalnych, która zrodziła się podczas mojego półrocznego pobytu w
Korei Południowej. Jesteście ciekawe, co też kryje się w mojej toaletce?
Zapraszam!
1.
Tonik
do twarzy
Na pierwszy ogień idzie tonik do twarzy,
bez którego obecnie nie wyobrażam sobie życia. Moje wcześniejsze doświadczenia
z firmą Ziaja z linii liście manuka niestety nie zachęcały do używania toniku.
Ba! Byłam wręcz wrogo nastawiona i podważałam jakikolwiek sens jego używania.
Do momentu, gdy wpadłam w ramiona InnisFree- koreański sklep kosmetyczny, o
naturalnym składzie produktów i idealnym dla mnie działaniu. Tonik Jeju Sparkling Mineral Skin dla
skóry normalnej i mieszanej, orzeźwia, przywraca odpowiednie PH skóry i niweluje
zaczerwienienia. Produkt ten nie podrażnia, skład pozbawiony jest konserwantów,
parabenów i alkoholu, a co najlepsze zawiera 80% wód termalnych z wyspy
koreańskiej Jeju. Służy mi do porannego przemywania twarzy i przy mojej
wrażliwej cerze jest wystarczający jako poranne orzeźwienie.
2.
Krem
do twarzy
Nakładany zaraz po użyciu toniku.
Produkt z tej samej linii InnisFree Jeju
Sparkling Mineral Lotion dla skóry normalnej. Idealnie nadaje się jako baza
pod makijaż, nie podrażnia i przyjemnie lekko pachnie. W jego skład wchodzi 61%
wód termalnych, olej macadamia, a kolejną gwiazdkę zdobywa za 6-free system. Po
nałożeniu na twarz daje uczucie świeżości i przynosi zapach morskiej bryzy. Doskonale
nawilża skórę. Czasem jednak moja cera mówi „Mam dosyć” i nie przyjmuje aż tak
intensywnego nawilżenia. Wtedy na jakiś czas zamieniam na krem Lirene Bio,
który ma lekkie nawilżenie i odpowiednią porcję witaminy E.
3.
Krem
pod oczy
Wiem, że wiele opinii mówi, że nie
powinno się stosować kremu przeciwzmarszczkowego pod oczy w tak młodym wieku.
Swój pierwszy krem pod oczy zaczęłam używać regularnie w wieku 18 lat i nie
żałuję. Skóra pod oczami jest bardzo delikatna i podatna na zniszczenia, co w
mojej pracy jako modelka jest nieuniknione. Ciągły makijaż, drapanie skóry pod
oczami różnego rodzaju pędzelkami i zmiana makijażu co kilka godzin bywa męcząca.
Dlatego nic nie daje mi tak przyjemnego ukojenia, jak lekki krem pod oczy.
Tutaj z pomocą przychodzi mi po raz kolejny InnisFree, które to wypuściło na rynek Orchid Eye Cream. Nawilża, zapobiega powstawaniu zmarszczek,
redukuje cienie pod oczami i pachnie idealnie! Uwielbiam swoją poranną rutynę
stosując skarby z InnisFree. Delikatna formuła kosmetyków sprawia, że nie
obciążają one mojej skóry, dając jej zdecydowanie to, czego potrzebuje na cały
dzień, a ich zapach przenosi mnie na łono natury, gdzie morska bryza muska moją
twarz, a ja nie przejmuję się niczym. InnisFree ma wszystko pod kontrolą!
A jeśli interesuje Was więcej informacji
o koreańskich kosmetykach zapraszam na bloga Magdy, która miała przyjemność
odwiedzić wyspę Jeju, skąd pochodzą kosmetyki InnisFree. Czytajcie jej relację
z podróży tutaj ->Wizyta w InnisFree Jeju House
4. Peeling do twarzy
Stosuję raz w tygodniu i przyznam szczerze nie wypróbowałam ich zbyt wiele. Moim numerem jeden jest peeling enzymatyczny z Lirene i nie znam żadnych innych, a tubka powoli się kończy. Z przyjemnością poznam inne produkty!
5.
Maseczki
w płachcie
Szturmem podbiły kosmetyczny rynek i
cieszą się ogromną popularnością. Komfort, idealne działanie, a także urocze
opakowania sprawiają, że ja również nie mogę im odmówić. Domowe SPA z maseczką
na twarzy na czele urządzam sobie raz w tygodniu, najczęściej jest to weekend,
gdy mam najwięcej wolnego czasu lub poniedziałek, aby nadać mojej skórze blasku
i zdrowego wyglądu na tydzień pełen castingów. Moje koreańskie zapasy maseczek
przeważają w ulubieńców z InnisFree oraz
Tony Moly. Wyjątkowo upodobałam sobie odżywiający brokuł i nawilżające awokado, a zielona herbata ratuje mnie z każdej
hormonalnej opresji. Zachwalam, podziwiam i naprawdę polecam! Idealnie
dopasowują się do twarzy, nawilżają cerę, dostarczają odpowiednich porcji
witaminek oraz nadają skórze promienny wygląd.
6.
Pianka
do mycia twarzy i płyn miceralny
Na zdjęcie makijażu z pracy niezawodny
jest dla mnie płyn miceralny. Tutaj akurat mam trzy ulubione pozycje Bioderma,
Garnier oraz Lirene. Żadne mleczko, żadna woda, żel, czy inne dziwactwa! Do
demakijażu najlepiej sprawdza się płyn
miceralny.
Na głębokie oczyszczenie zaraz po zmyciu
makijażu stosuję piankę InnisFree real
olive- istny hit, do którego na początku byłam uprzedzona. W pierwszych
dniach stosowania odwiedził mnie ogromny wyprysk na policzku, więc zła i
rozczarowana odłożyłam produkt na półkę. Jak się później okazało była to wina nowego
kremu, stosowanego kilka dni z rzędu w pracy. Zatem przeprosiłam się z pianką
do mycia twarzy i przez ostatnie miesiące nie rozstaję się z nią. Idealnie
oczyszcza twarz przez co pożegnałam się z zaskórnikami i wągrami, nie wysusza i
nie ściąga cery. Idealna!
Po prawej stronie pianka do mycia twarzy, a po lewej nieziemski balsam do ciała o zapachu wanilii. |
To
pozycje numer jeden w mojej pielęgnacji. Czy znacie któreś z tych produktów?
Czy koreańskie kosmetyki również podbiły Wasze serca?
Ściskam !
11.06.2017
Bóg w wielkim mieście- recenzja książki
Zazwyczaj nie
sięgam po książki o tematyce religijnej. Zapisane strony w grubych oprawach
zdają się być tak nierzeczywiste, bije od nich chłód na kilometr. Przeraźliwie
krzyczą: „Trzymaj się ode mnie z daleka.” Główny bohater powieści zawsze jest
taki surowy i poważny. Siedzi dumnie i bacznie obserwuje każdy mój ruch, jak
gdyby tylko czekał, aby wydać mi wyrok. Jest zupełnie inny, niż Ten, Którego
znam osobiście. Mój Bóg pomaga wstać, kiedy upadam, troskliwie otacza mnie
swoją opieką i wybacza za każdym razem, gdy zbłądzę na życiowej ścieżce. Nie
znam złości Boga, ani kary, bo w Nim jest największa miłość, jaką człowiek może
zaznać. Tam nie ma miejsca na złość. Mój Bóg jest właśnie taki, jakiego
spotkała Katarzyna Olubińska.
Jej książka wpadła w moje ręce zupełnie
przypadkowo. Z ciężkim koszem pełnym produktów stałam w kolejce do kasy w
Biedronce. W myślach analizowałam listę zakupów, komponowałam owoce, które jako
przyszły deser wylądują w blenderze. Kusiłam się również na bardziej niezdrowe
słodkości i z ciekawością zaglądałam do koszyków moich rodaków. Swoją drogą to
naprawdę intrygujące, jak wiele mówi o człowieku lista jego zakupów! Moją uwagę
rozproszył pudrowy róż, krzyczący do mnie z wysepki z książkami. W pierwszym
odruchu pomyślałam, że to kalendarz. Idealny, kobiecy z delikatną okładką.
Tytuł książki mówił: „Bóg w wielkim mieście”. Uśmiechnęłam się, intuicyjnie
przeczuwając, że ta książka będzie wyjątkowa.
Zaczęłam ją czytać już kilka dni
później w samolocie, lecącym do Paryża. Tytuł wpisał się idealnie w moje życie.
Książka leży w dłoni jak ulał. Piękny,
pudrowy róż, stylowa oprawa i zdjęcia, które wprawiają w romantyczny klimat
czytania. Białe filiżanki z parującą kawą, świeże bukiety kwiatów, zielone
ogrody, czy tryskająca magicznym światłem Katarzyna Olubińska. Kolejne
rozdziały, będące tym samym wywiadami ze sławnymi osobami, rozpoczynają cytaty,
krótkie zapowiedzi lub rysunki, malowane niczym dłonią dziecka. Istne dzieło!
Autorka rozmawia z celebrytami o sprawach, wobec których wszyscy jesteśmy sobie
równi: wiara, życie, śmierć, miłość, strach i cierpienie.
Tutaj Was zaskoczę, ponieważ mimo
urzekającej szaty graficznej nie polubiłam się z treścią. Drażniły mnie
wypowiedzi gwiazd i co chwila prychałam ze złością. Kręciłam głową z
niedowierzaniem, chcąc złapać za komputer i natychmiast naskrobać maila do
celebrytów, że to nie tak! Że nie mają racji i wprowadzają ludzi w wielki błąd!
Co mnie zabolało?
Każdy odbiera Boga na swój sposób.
Istotna jest różnica, w kogo tak naprawdę wierzy dana osoba. Tutaj jednak
wszyscy zgodnie powoływali się na Pismo Święte, a skoro tak, mówili również o
moim Bogu! Zabolało mnie, że traktują Go jak złotą rybkę, spełniającą życzenia.
Jako dziadka na chmurce, który czeka na ich prośby. Egoistyczna postawa,
krzycząca na wszystkie strony: „Bóg jest wspaniały, jest mi z nim tak
wygodnie!” Znany aktor mówi: „Staram się żyć tak, żeby niczego nie musieć i z
niczego się nie tłumaczyć. Nawet Bogu.” No tak, Pan Wygodniś. A co z poświęceniem?
Co z obowiązkiem, wywodzącym się z bycia chrześcijaninem? Czy ktokolwiek zadał
sobie pytanie zwrotne: Czego tak
naprawdę chce ode mnie Pan Bóg? Co JA mogę podarować JEMU? Czytając
początek wywiadów czułam dziwny niedosyt i pustkę. Zupełnie tak, jak gdyby
chrześcijaństwo obecnie opierało się tylko i wyłącznie na wierze w staruszka na
chmurce i proszeniu go o spełnienie marzeń, pragnień i zachcianek. Takie święta
Bożego Narodzenia przez cały rok.
Światełko
Dalsza część książki niespodziewanie przyniosła
świeży powiew optymizmu.Pełna światła, przepięknych cytatów, zachęcających do
refleksji i zmian. Wzruszające historie ludzi, którzy na wielkich ekranach
telewizora zdają się być tacy szczęśliwi i idealni. Gwiazdy, opowiadające o
swoich rozterkach i chwilach upadku, zwierzenia z tak intymnych rzeczy, jak
uzależnienia czy depresja. Wszystko to sprawia, że do głowy nasuwa się jedna
myśl. Myśl o tym, że wszyscy zostaliśmy stworzeni z jednym pragnieniem,
pragnieniem miłości oraz tęsknotą za Bogiem. Nieważne, czy jest to sławna
aktorka, top modelka, wybitny pisarz, czy dziennikarka. Wszyscy jesteśmy
ulepieni z tej samej gliny. Pragniemy kochać i być kochanym. Chcemy żyć w
społeczeństwie, gdzie nie ma nienawiści i przemocy, a najważniejszą wartością
jest miłość i pomoc bliźniemu. Wyjątkowo spodobał mi się wywiad z Izabelą Miko
oraz Maciejem Musiał. Czyste, realne i logiczne same w sobie. Urzekła mnie ich
świadomość obecności Boga i traktowanie Jego słów jako drogowskaz, GPS w życiu.
Wiedza, że wiara =wyzwanie.
Wzruszył mnie również rozdział książki
pt. „Małe gesty”, który pokazuje wielki świat z innej perspektywy. Pełen ludzi bezdomnych
i głodnych, ubogich, którzy wszystko stracili. Świat pełen niepełnosprawnych i
tych, walczących o życie. Cudowna postawa Katarzyny Olubińskiej motywuje do
pomocy w tak magiczny sposób. Poprzez pozytywną energię, szczerość i otwartość
pokazuje, że wiara i Bóg są jej codziennością. Idą razem przez życie jak
najlepsi partnerzy. ON daje jej siłę do walki, spokój ducha i miłość, a ona
poprzez Małe Wielkie gesty ratuje ludzkość.
„Bóg w wielkim mieście” to zdecydowanie
książka ku pokrzepieniu serc. Zmusza do refleksji nad własnym życiem, zachęca
do poszukiwań obecności Boga w codziennym życiu, a na przykładzie wywiadów ze
znanymi osobistościami, pokazuje, że wiara jest lekiem na całe zło. Daje siłę,
wypełnia miłością i spokojem, pobudza do życia i nadaje mu sens.
„ Jestem wdzięczna Bogu za to, że mnie
uwalnia i przywraca wzrok. Dzięki Niemu nauczyłam się w końcu doceniać swoje
życie. Wiem, że wiele razy jeszcze upadnę, ale chcę dalej iść z Nim, obojętnie
już: w małym czy wielkim mieście. Z Nim jestem po prostu szczęśliwa. Jeśli się
Go tylko złapie za rękę i zrobi jeden mały krok, On działa w życiu
niewyobrażalne cuda.”
Podpisuję się pod tym obiema rękami - Paulina G Lifestyle
Ciekawi
mnie czy ktoś z Was trafił już na tą książkę? Jakie wrażenia po przeczytaniu?
Koniecznie podzielcie się tym w komentarzach!
7.06.2017
Czy Paryż rzeczywiście jest miastem miłości?
Takie pytanie przyszło mi do głowy, gdy
razem z moją drugą połówką wybraliśmy się na spacer pod wieżę Eiffla. Był wtedy
upalny piątek, dzień wolny od pracy w całej Francji. Zdaje się, że każdy miał
podobny plan na słoneczne popołudnie. Spacer pod symbolicznym punktem stolicy,
kawa w jednej z uroczych restauracji i naleśniki zakupione od mężczyzny,
jeżdżącego w małym domku na rowerze. Tłumy ludzi, krzyki,deptanie się nawzajem
po piętach i trudności ze zwyczajną rozmową. Gdzie jest ten romantyzm? Co stało się z się z magiczną atmosferą, o
której tak głośno krzyczy świat?
Ulice Paryża pełne są ludzi. Każdy chce
złapać Twoją uwagę. Czarnoskórzy mężczyźni oferują malutkie figurki wieży
Eiffla, pocztówki czy zwyczajne podróbki torebek. Oczywiście roszczą sobie
prawa do nagabywania Cię, przekonywania, że potrzebujesz ich produktów.
Wypytują o kraj pochodzenia, zwiedzanie, historię miłości, a na koniec, gdy
odchodzisz od stoiska bez nowego nabytku, krzyczą na Ciebie w obcym języku lub
patrzą złowrogo. Jeszcze inni stoją przy wejściu swoich restauracji,
zapraszając turystów do środka. Co kilka kroków wlepiają Ci menu w twarz,
zapewniając, że to jedyne takie w całym Paryżu! Że ceny biją na głowę, a jaki
smak i aromat... a tuż za rogiem następnej ulicy można spotkać identyczne
przedstawienie.
Z dala od turystycznego zgiełku jest
jakby ciszej, chociaż zapach spalin i głośne skutery bezustannie przypominają o
tym, że jesteś w wielkim mieście. Tutaj musisz być czujna. Roi się od mnóstwa
pijanych mężczyzn, którzy stracili wszystko i oddali się nałogom. Matki z
dziećmi, mieszkającymi na ulicy, dziesiątki ludzi, pytających o pieniądze, czy
o coś do jedzenia. Sterty śmieci porozrzucane po ulicach i graffiti na
budynkach.
Najbardziej uderzająca w Paryżu jest różnorodność
kulturowa. Dzielnice Żydów, Czarnoskórych, Turków czy Arabów, a w każdej z nich
wypada szanować ich kulturę i obyczaje. Pewnego razu razem z J.postanowiliśmy
odkrywać miasto bez mapy i środków komunikacji miejskiej. Wybraliśmy sportowe
obuwie, załadowaliśmy wodę do plecaka i ruszyliśmy w drogę! Podziwialiśmy
piękne kamieniczki i bogatą architekturę, odkrywaliśmy nowe kawiarnie z intensywnym aromatem kawy i śmialiśmy się z
rodowitych Francuzów, noszących pod pachą bagietki. Sielanka nie trwała długo,
bo już po chwili trafiliśmy na ulicę, która zdawała się nie mieć końca. Dziwny zapach i śmieci dookoła, połamane
meble, leżące na chodniku i brudne materace, na których zapewne śpią bezdomni.
Mnóstwo kobiet muzułmańskich i mężczyzn dziwnie patrzących na moje odkryte
ramiona przy prawie trzydziestostopniowym upale. Miałam wrażenie, że niedługo
razem z moim chłopakiem zostaniemy zaatakowani lub okradzeni, tak jak słyszałam
to w opowieściach znajomych mieszkających w Paryżu. Na szczęście nic takiego
się nie stało, ale cały ten obraz to właśnie
Paryż w oczach bacznego obserwatora.
Inny Paryż to serce Europy, zwany stolicą
mody czy miastem miłości. To w tym Paryżu życie płynie niczym usłane różami.
Można zachłysnąć się bogactwem miasta i pięknem architektury. Urocze
kamieniczki, zdobione balkony i wysokie okna sprawiają, że w wyobraźni
przenosimy się do romantycznych ujęć z filmów. My kobiety, marzymy o
wyczekiwaniu w królewskiej komnacie na księcia, który przyjedzie po nas w
karocy. Śnimy o pocałunku w środku nocy pod wieżą Eiffla czy kolacji na statku,
płynącym rzeką Sekwana. Romantyczny nastrój udziela się najbardziej w weekendy.
W te dni miasto delikatnie zwalnia. W parkach można spotkać rodziny grające w
piłkę, dziadków, kupujących lody dla swoich pociech czy całe psie
towarzystwo. Stoliki w pubach i na
ulicach pozajmowane są przez grupki przyjaciół, raczących się winem i oliwkami.
Sielska atmosfera udziela się przechodniom, co niektórzy z nich proszą o
zapalniczkę do papierosa i zwyczajnie dosiadają się. Kobiety ubrane tak
elegancko i szykownie stukają obcasami o chodnik, zachęcając Francuzów do
zaczepki. Wieczory zarezerwowane są dla par. Między bulwarami spacerują
zakochani, trzymających się za ręce i
słodko gaworząc. Parki wypełnione są rozłożonymi kocami, koszykami z jedzeniem
(obowiązkowo wino i bagietka) oraz spektakularnym widokiem zachodzącego słońca.
Romantyczne uniesienia potęgują się na
moście Pont des Arts, gdzie kochankowie zapinają swoje kłódki na balustradzie,
przysięgając sobie dozgonną miłość, a kluczyki wrzucają do biednej rzeki
Sekwany. Jako ciekawostkę zdradzę Wam, że w 2014 r. władze zakazały wieszania
kłódek na moście z powodu urwania się części konstrukcji. Pojawiła się tablica z
napisem: „Make love not love locks” , co dosłownie może oznaczać „Uprawiaj
miłość, nie kochaj kłódek”. Brawa dla władzy! Co więcej bardzo popularne są
rejsy statkiem po słynnej rzece, kolacja w wykwintnej restauracji, czy
romantyczne przechadzki w Ogrodach Luksemburskich, w Wersalu pod Paryżem, czy
znanych z piosenek Champs Elysees. Rozdmuchany Paryż przyciąga coraz większą
liczbę turystów. Wszyscy pragną pocałunku pod Wieżą Eiffla, piekielnie drogich
kolacji, wypitej butelki wina na Polach Marsowych i pikniku na trawie w
towarzystwie tysiąca innych, zakochanych par. I gdzie ten romantyzm?
Paryż ma dwie różne twarze, a to
sprawia, że nie do końca odnajduję się w tym miejscu. Powiedzcie mi kochani,
czy tylko ja jestem taka dziwna?
W romantycznej zadumie,
Wasza Paulina G Lifestyle
3.06.2017
Casting w Europie
Otwieram oczy
jeszcze przed budzikiem. Przez okno dobiega mnie hałas uliczny i budzące się do
życia wielkie miasto. Pędzące skutery, szum aut, niecierpliwe klaksony i krzyki
ludzi. Od czasu do czasu przejeżdża karetka na sygnale lub daje o sobie znać
szczekający pies. Paryż budzi się do życia, a razem z nim ja! Zaparzam kawę,
sporządzam omlet na słodko i zasiadam przed komputerem. Czasem bloguję, bo
właśnie wtedy mój umysł pracuje najlepiej, a czasem zwyczajnie czytam inne
artykuły. Poszukuję inspiracji, karmię duszę i spokojnie delektuję się
aromatyczną kawą. To jest scenariusz idealnego poranka, gdy uda mi się wstać
wcześnie, a grafik pełen castingów nie jest aż tak mocno napięty. Mam czas na
wybudzenie się i rozpoczęcie dnia w ulubionym stylu. Jak pięknie jest być rannym ptaszkiem!
Inaczej ma się sytuacja, gdy zaraz po
przebudzeniu zmuszona jestem do natychmiastowego przestawienia się na tryb
aktywny. Analizuję listę czekających na mnie zadań, zagubiona poszukuję na
mapie miejsc spotkań i nerwowo kalkuluję, czy tego dnia uda mi się zjeść obiad?
O zgrozo! Właśnie te dni wypełnione są po brzegi castingami.
Ci, którzy są ze mną od początku zapewne
pamiętają wycieczkę na azjatycki casting. Zabrałam Was wtedy na rozmowę
kwalifikacyjną, odsłoniłam kilka tajemnic z życia modelek i pokazałam cząstkę
świata mody za kulisami. W celu uzupełnienia informacji na temat czy castingi
są płatne, jak wygląda takie spotkanie i co najlepiej na siebie włożyć odsyłam
Was do artykułu -> Zabieram Was na casting w Azji. Dzisiaj czas na zabiegany
maraton w Europie!
Tutaj rzeczy mają się inaczej. W
Europie mogę pożegnać się z troskliwym kierowcą, który wozi mnie od drzwi do
drzwi, przy okazji rozdając mi słodkości. O nie! Tutaj muszę zatroszczyć się o
wszystko sama. Ogarniam mapę (dzięki Bogu nowoczesne smartphon’y ogarniają
połowę rzeczy za mnie), kupuję bilety lub wyrabiam kartę miejską, organizuję
dzień tak, aby zdążyć na każde spotkanie, a tym samym nie chodzić cały dzień
głodna. Ta strona ma również swoje plusy, ponieważ sama decyduję którą ścieżką
iść. Mogę pomiędzy castingami zjeść obiad w wybranej przeze mnie knajpie,
odwiedzić wieżę Eiffla lub zwyczajnie zgubić się między uliczkami i odkryć
prawdziwą duszę miasta.
Ale! Od początku!
Szybka kawa na drogę i ruszamy! Castingi czekają! |
Mam casting!
Informacje o poszczególnych castingach
dostaję zawsze wieczorem, dzień przed. (Ważna informacja dla tych,którzy z
dziwną miną patrzą na mnie, gdy w południe oznajmiam, że nie znam swojego
grafiku na kolejny dzień). A więc każdego wieczoru wskakuje do mojej skrzynki
pocztowej e-mail od agencji z listą spotkań. Mapa, zegarek i notes idą w ruch!
Sprawdzam adresy poszczególnych miejsc, nazwy stacji metra, skanuję rozkład
uliczek, aby jak najszybciej i na czas dotrzeć na miejsce. Dziennie mogę mieć
tylko jeden casting, ale w zabieganym sezonie może zdarzyć się osiem, a nawet
dziesięć. Znajomość miasta, szybkie ruchy oraz umiejętność organizacji są
niezbędne do przetrwania!
Dress code
Strój prawdę Ci powie. Taka zasada
sprawdza się również na castingu. Jakby nie było codziennie spotykam wielu
sławnych projektantów mody, którzy zwracają ogromną uwagę na ubiór i styl.
Przeważnie stawiam na prostą elegancję, czarną marynarkę, koszulę i szpilki.
Nie żałuję sobie również zakładania szortów, czy luźnych kurtek jeansowych, tak
ubrane modelki również można spotkać. Osobiście stawiam na klasykę i czuję się
lepiej w eleganckich kreacjach.
Zdarza się, że projektant zaznacza co
modelka ma na siebie włożyć, przychodząc na jego casting. Może to być elegancka
sukienka,jeansowe szorty czy coś mega fashion (burza mózgów i zdaję się na
blogi modowe) . Cyrk zaczyna się wtedy, gdy w jednym dniu mam pięć castingów, a
każdy projektant życzy sobie zobaczyć mnie w jeansowych szortach, sukience lub
dla odmiany bikini. Witaj walizko całe moje życie!
Casting właśnie się zaczął!
Gdy już uporam się z wyborem odpowiedniej
kreacji, znajdę adres i dotrę, daj Boże, na czas... zaczyna się casting. Jak
wspominałam -> tutaj takie spotkania w Azji należą do łatwych, ponieważ
towarzyszy mi na nich mój osobisty manager. Tłumaczy język, przedstawia mnie,
odpowiada na wszelkie pytania i ustala szczegóły pracy. W Europie zdana jestem
sama na siebie. Prezentuję swoją książkę ze zdjęciami, wdaję się w rozmowę z
projektantem i opowiadam o własnych doświadczeniach. Bardzo często przymierzam
ubrania z danej kolekcji lub zwyczajnie chodzę na szpilkach tak, jak robią to
modelki na wybiegu. Przeważnie na swoją kolej trzeba się naczekać. Są
niekończące się schodami kolejki na drugie piętro, gdzie setka długonogich
pięknych dziewczyn oczekuje na swoją szansę i własne pięć minut. Mam szczęście,
jeśli miejsce, w którym odbywa się casting jest puste i nie muszę spędzać
kolejnych godzin w kolejkach.
Uwaga! Wchodzę!
Po wejściu do pracowni projektanta lub
zwyczajnie do jego biura zazwyczaj rozmowa zaczyna się od podania imienia oraz
kraju pochodzenia. Bardzo często wywiązuje się luźna pogawędka na temat pogody,
miłości do Paryża lub dla bardziej wtajemniczonych kila komentarzy o
nadchodzącej kolekcji. Projektant z uwagą studiuje rysy twarzy modelki, sprawdza
jej mimikę oraz to jak się porusza. Bardzo dużą rolę odgrywa również portfolio
i doświadczenie dziewczyny. No cóż... Konkurencja jest spora.
W zależności od tego na co jest dany
casting, trwa on nie więcej niż 30 min. Po takim spotkaniu zazwyczaj wychodzi
się otępiałym. Wszyscy są dla siebie przemili aż czasem nienaturalni, można
oberwać kilka kąśliwych uwag na temat swojego wyglądu lub dla odmiany wyjść cała w skowronkach, bo ktoś potraktował Cie jak gwiazdę albo przynajmniej jak
człowieka... O życiu i relacjach w świecie modelingu z chęcią pokusiłabym się
na następny temat na Paulina G Lifestyle. Dajcie mi tylko znać o czym
najchętniej poczytalibyście, bo ja osobiście mam dla Was setki historii nie z
tego świata.
Wyprawka na cały dzień w plecaku, portfolio pod pachą (tego akurat dnia mój ukochany chłopak dźwigał za mnie stosy zdjęć) i oko w oko z projektantem! |
Kolejne dni lub tygodnie czekam na
odpowiedź czy dana sesja zdjęciowa odbędzie się wraz z modelką w roli głównej,
czy też muszę chodzić na kolejne castingi, i kolejne, i kolejne też...
Dopijam kawę z mojego ulubionego kubka i biegnę na odkrywanie Paryża. W końcu dzisiaj wolna sobota. Łapcie mnie na instagramie i na Facebook'u .
Miłego weekendu!